czyli motocyklem od Lazurowego Wybrzeża poprzez Prowansję do Paryża.

Do samego końca wahaliśmy się jaki kierunek wybrać. Północne Włochy, może Korsyka? Prognozy pogody na większość Europy były pesymistyczne i dzień przed wyjazdem postawiliśmy na Francję. Pozostało szybko opracować ramowy plan podróży i… na spontanie w drogę!

Piątek

Z niecierpliwością oczekuję końca pracy. O 16.00 zamykam laptop i pakujemy się na naszego rumaka. Przejeżdżamy przez Czechy, po przekroczeniu granicy austriackiej kupujemy winietkę, tankujemy i lecimy dalej. W okolicach Wiednia zrywa się wichura, rzuca motocyklem, redukujemy prędkość do 60 km/h. Na postoju decydujemy, że jedziemy dalej – szybkie rozeznanie na booking – i jest: Hotel Ramada przy autostradzie w Graz z całonocną recepcją – klik i mamy rezerwację. Na miejsce przyjeżdżamy po północy. Dziś przejechane ponad 580 km.

Trasa z Tych do Graz

SOBOTA

Rankiem przeglądamy oferty bookingu na Lazurowym Wybrzeżu na dwie noce. Warunek – prywatny parking. Postanowiliśmy, że zarezerwujemy później – w końcu nie wiadomo ile nam dzisiaj zajmie droga. Śniadanie zjadamy po drodze na stacji podczas tankowania. Droga przez resztę Austrii spokojna – uważamy na radary szczególnie przy tunelach. Włochy witają nas pięknymi widokami, tunelami i… drożyzną. Ponad 1,8 Euro za litr 95… Dodatkowo na stacjach trzeba zwracać uwagę na oznaczenia dystrybutorów – są dwa warianty – własne tankowanie (self) lub z obsługą (service) – zwykle o 0,1 euro droższe. Za Wenecją robi się płasko, stwierdzam też, że zaplecze dla podróżnych jest słabe (u nas lepiej są zaopatrzone stacje benzynowe). Przed Genuą widoczki stają się coraz ładniejsze, a na parkingu Mariusz rezerwuje nocleg – Hotel Pavillon Imperial w Mentonie we Francji. Jeszcze tylko zapłata za włoską autostradę (66,90 eur) i przed dwudziestą meldujemy się na miejscu po ponad 950 km podróży. Wieczór jest dosyć zimny, ale kolację konsumujemy w restauracji przy promenadzie z widokiem na morze 🙂

Trasa z Graz przez Włochy do Francji

NIEDZIELA

Plan na dziś – Monaco i Nicea. Po francuskim hotelowym śniadaniu wyruszamy lokalnymi drogami. Widoki – przecudne – chciałabym się zatrzymywać co kilka metrów i pstrykać fotki. W Monaco czeka nas niemiła niespodzianka. Bezpłatny abonamentowy roaming T-Mobile nie obowiązuje i pobrało nam opłaty za internet (podróżowaliśmy z google maps jako nawigacja). Ale za to frajda – przygotowują się do wyścigu F1 i przejechaliśmy jego trasą 🙂 Parkujemy przy porcie – luksusowe jachty robią wrażenie… Jednak chyba większe robi Prywatna Kolekcja Samochodów należąca do Księcia Monaco udostępniona dla zwiedzających. Nicea wita tłumem ludzi i upałem. Obiad jemy w Hard Rock Cafe (kolejna koszulka do kolekcji), jednak nie jest tak klimatycznie jak we Wrocławiu. Jeszcze spacer Promenade des Anglais, kilka fotek, zakup magnesików i wracamy do Mentony. Co prawda lazurowy kolor morza jest zniewalający w Nicei, jednak jestem szczęśliwa, że wybraliśmy małe miasteczko, bez dzikich tłumów. Aha – co jest godne pochwały – zarówno w Monaco jak i we Francji – bezpłatne parkingi dla dwukołowców (rower, skuter lub motocykl). Jednak przyznam, że Monaco to było jedyne miejsce gdzie zostawiliśmy motocykl na parkingu publicznym bez obawy.

Lazurowe wybrzeże

PONIEDZIAŁEK

Żegnamy się z morzem i wyruszamy w głąb lądu do prawdziwej Prowansji. A konkretnie do Parc Naturel Regional du Verdon. Objazdówkę Kanionu zaczynamy od strony południowej kierując się z Comps-sur-Artuby w stronę jeziora Lac de Sainte-Croix. Tam wynajmujemy sobie rowerek wodny na godzinę. Pływając po lazurowym jeziorze słońce grzeje na nas niemiłosiernie i chyba bardziej nas to zmęczyło niż cała dzisiejsza jazda. Jednak Kanion zwany też Przełomem Verdon (Gorges du Verdon) jest czymś co koniecznie trzeba zobaczyć, a w szczególności przejechać motocyklem. Te winkielki i widoki są fenomenalne. Końcowym punktem dzisiejszego dnia po 240 km w trasie jest klimatyczne miasteczko Castellane. Hôtel du Levant z parkingiem dla motocyklistów znajdujemy na miejscu po przyjeździe (jest taniej niż przez booking). Kolację konsumujemy w przytulnej restauracyjce (La Main à la Pâte – naprawdę polecam), w której nawiązujemy znajomość z sympatyczną parą starszych państwa – rodowitych Francuzów. Więcej na ten temat poczytać możesz we wpisie: Kanion Verdon motocyklem.

Kanion Verdon

WTOREK

Termometr pokazuje 3 stopnie… Ubieramy warstwę ocieplającą i zaliczamy jeszcze „odcinek specjalny” (Route des Crêtes D23), który początek ma na wysokości miasteczka La Palud-sur-Verdon. I dobrze – rano byliśmy wypoczęci, a ruch też był mniejszy. Dalej kierujemy się na zachód, przejeżdżamy okolice Valensole z licznymi polami lawendy (niestety jeszcze niekwitnącej). Zajeżdżamy do Kopalni Ochry – Les Mines de Bruoux w Gargas, ale niestety nie ma biletów na najbliższe wejście. Pogoda jest ładna, więc decydujemy, że następnym przystankiem będzie Mont Ventoux czyli Góra Wiatrów. Ze szczytu rozpościera się przecudny widok na całą Prowansję, a góra znana jest głównie z wyścigu Tour de France. Po drodze mijamy licznych kolarzy, oraz kilku fotografów (zdjęcie z nami i Górą w tle można sobie zamówić przez www za… 20 eur).

Jesteśmy też już lekko zmęczeni – dlatego kolejne dwa noclegi rezerwujemy przez booking – pokój w domu prywatnym Charme Provençal w Sénas. Nieklimatyczne miasteczko, jednak pokój bardzo fajny, a właściciele sympatyczni. Zupełnie inna Francja 🙂 Dzisiaj zaliczone prawie 300 km.

Kanion Verdon i Góra Wiatrów

ŚRODA

Po pysznym pierwszomajowym francuskim petit déjeuner wyruszyliśmy w kierunku miasteczka Les Baux de Provence. Tam strasznie chciałam odwiedzić Kamieniołom Światła (Carrières de Lumières). Nie zawiodłam się – pokaz multimedialny (najpierw japoński, później ze sztuką Vincenta van Gogh’a) jest niesamowity. Tego nie da się opisać – to trzeba zobaczyć! Kupiliśmy też bilet łączony wraz ze zwiedzaniem Zamku (Château des Baux de Provence). Jednak zamek i miasteczko zwiedziliśmy pobieżnie (głównie ze względu, że było już gorąco). Następnym przystankiem jest Akwedukt Pont du Gard. Obiekt skonstruowany w I wieku naszej ery przy pięknej pogodzie robi wrażenie. My zaparkowaliśmy po lewej stronie rzeki (Rive Gauche) – tutaj przy kasach jest muzeum oraz kino wyświetlające film jak powstawał akwedukt. Trochę zmęczeni upałem decydujemy się, że podjedziemy jeszcze do Avignon, aby zatańczyć na sławnym Pont Saint-Bénézet. Wejście na Most Awinioński oczywiście płatne, jednak można bezpłatnie otrzymać audio guide w języku polskim. Bardzo fajne rozwiązanie.

Wracamy głodni do Sénas, po drodze wszystko pozamykane. Jedyna pizzeria będzie otwarta od 18.00. Szybka decyzja – dzwonię do Kopalni Ochry i rezerwuję dwa bilety na ostatnie wejście o godz.17.00. Les Mines de Bruoux zwiedzamy kameralnie w ośmioosobowej grupie, niestety przewodniczka mówi tylko w języku francuskim lub niemieckim. Wyzwanie językowe przede mną, ale daliśmy radę. W drodze powrotnej zajeżdżamy do Lacoste gdzie znajdują się ruiny zamku, w których zamieszkiwał Markiz de Sade (po prostu Zamek Sadysty). W miasteczku jest restauracja francuska – niestety zonk – kuchnia jest nieczynna, można kupić tylko napoje… Pozostaje więc nam pizza i winko po powrocie do Sénas, po zaliczeniu prawie 250 km w trasie.

Prowansja

CZWARTEK

Pierwotny plan zakładał udać się przez Orange (ostatni punkt na naszej prowansalskiej mapie) powoli w kierunku domu. Dodatkowo kolega przez FB podrzucił jeszcze pomysł zobaczenia Le Pont d’Arc oraz nocowania w Chamonix-Mont-Blanc i wjazdu kolejką na najwyższą górę Europy.

Nieśpiesznie, po śniadaniu udaliśmy się prosto do rzymskiego teatru antycznego (Théâtre Antique d’Orange). A tu niespodzianka – co prawda teatr można zwiedzać, ale trwają prace remontowe i większość sceny jest zasłonięta rusztowaniami… Żal nam było wydać po 9,5 euro i mało co zobaczyć, więc ruszyliśmy dalej. Pogoda się psuje, zaczyna kropić. Jednak na wysokości Vallon-Pont-d’Arc się przejaśnia i za chwilę docieramy do „dziury w skale”. Ciekawa formacja i na pewno lepiej wygląda w słońcu. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się jeszcze przy punkcie widokowym Belvédère du Serre de Tourre skąd rozpościera się przepiękny widok na Gorges de l’Ardèche. Dalej, nawigacja prowadzi nas prawdziwymi odludziami i mam wrażanie, że zaraz skończy się droga… Szczęśliwie dojeżdżamy do autostrady i mkniemy dalej.

Podczas tankowania rozumiemy się z Mariuszem bez słów… Kilka kilometrów wcześniej była tablica: Paris 450 km. Booking, dzwonię z pytaniem do hotelu czy na pewno jest dostępny parking i spontanicznie jedziemy do Paryża! Leje, wieje, a my z uśmiechem i podekscytowaniem docieramy do francuskiej stolicy przed godziną 22. Nawigacja poprowadziła nas przez rondo Charlesa de Gaulle’a. Podziwiam Mariusza, że się połapał na tym skrzyżowaniu 12 paryskich ulic z pierwszeństwem z prawej. Nie ma świateł, pasów, ani znaków pionowych i poziomych… A do tego dwukołowce wyprzedzające z każdej strony. Kilka fotek przed Łukiem Triumfalnym i prosto do hotelu. Dzień zamykamy ponad 800 km i prawie 10 godzinami na motongu. Na koniec dnia jeszcze rozprostowanie nóg i wieczorny spacer pod wieżę Eiffel’a.

Trasa z Prowansji do Paryża

PIĄTEK

Z racji tego, że nie posiadamy winiety ekologicznej Crit’Air (wymagana dla pojazdów w Paryżu), nie chcemy za bardzo ryzykować i narażać się jazdą po mieście. Robimy jednak mały Tour de Paris motocyklem: Pola Marsowe z widokiem na wieżę Eiffel’a, Pola Elizejskie z widokiem na Łuk Triumfalny, Plac de la Concorde. Niestety Katedra Notre-Dame po ostatnim pożarze jest ogrodzona i tylko z drogi widzimy zniszczenia jakie poczynił ogień. Wyjeżdżamy z zakorkowanej stolicy w kierunku Tancrou gdzie odbywa się Drugi Zlot Polskich Motocyklistów we Francji. Tam spędzamy miłe 3 godziny w gronie rodaków. Zlot dopiero się rozpoczyna więc mamy okazję porozmawiać z organizatorami oraz zakupić koszulki zlotowe. Po godzinie 15.00 wyruszamy w drogę powrotną do domu. Pogoda wariuje: upał, grad, słońce, deszcz. Tylko ubieramy przeciwdeszczówki i rozbieramy. Zmęczeni po przejechaniu łącznie prawie 600 km po godzinie 21.00 docieramy do hotelu pod Frankfurtem.

Trasa Paryż Frankfurt

SOBOTA

Rano niemiła niespodzianka – na termometrze 2 stopnie i deszcz. Optymistycznie według prognozy w kierunku Polski ma być coraz lepiej. Niestety zła aura wędruje równo z nami, a na zmianę pada śnieg i deszcz. Całe Niemcy temperatura waha się między 1 a 4 stopnie… Przed Dreznem z zimna mój interkom odmawia posłuszeństwa. Na stacji w Polsce spotykamy parę rodaków, którzy również wracają z Paryża (podróż z okazji 30 lecia małżeństwa). Wokół ludzie dziwnie na nas patrzą – śnieg, temperatura odczuwalna poniżej zera, a my na motocyklu. We Wrocławiu przeżywam kryzys: jestem przemarznięta, wszystko mam przemoczone, mózg zahibernowany z zimna, a ogrzewanie zarówno siedziska jak i moich manetek w ogóle jest nieodczuwalne. Motywacja mojego męża, że damy radę i od Góry Św. Anny ma przestać padać zadziałała. Rzeczywiście za Gliwicami temperatura wzrasta do 5 stopni (niesamowicie – jak było to odczuwalne!). Szczęśliwie do domu docieramy o 23.20 po ponad 900 km i 13,5 godzinie jazdy.

Trasa Frankfurt Tychy

PODSUMOWANIE

Majówkę zamykamy: 4723 km ze średnim spalaniem 6,00 l/100 km. W trasie spędziliśmy dokładnie 59 godzin i 27 minut. Start 26.04.2019 o godz. 16.20, powrót 04.05.2019 o godz. 23.20. Najdłuższa dzienna trasa pod względem odległości to 952 km w 11 godzin (Graz-Menton). Zaliczyliśmy jazdę w słońcu, deszczu, śniegu i gradzie (bolało!). Jednak najważniejsze to: Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda, Świat jest piękny, czy to znasz? Otwórz oczy, patrz, otwórz oczy, patrz!

JESZCZE KILKA SŁÓW O FRANCJI

Francja jest specyficznym krajem. Stacje benzynowe głównie bezobsługowe. Jak nie masz karty płatniczej to nie zatankujesz. Autostrady nie należą też do najtańszych, ale dobrze się nimi podróżuje (w Niemczech pomimo, że bezpłatne to wieczne remonty). Trzeba uważać na godziny pracy hotelu (poza nimi zamykana jest recepcja i nie ma możliwości odbioru kluczy i meldunku). Co jest pozytywne: powoli otwierają się na turystów i zaczynają mówić po angielsku (ja wybierałam francuski z racji tego, że go znam). Paryż nas zawiódł – pamiętam go kilka lat temu – bezpieczny, bez tłumu uchodźców i nie tak brudny… Szkoda. Natomiast południe Francji jest przepiękne – zdecydowanie polecam tu Prowansję. Ludzie sympatyczni i pomocni, jak widzieli, że podróżujemy motocyklem to pytali z niedowierzaniem czy rzeczywiście przyjechaliśmy z Polski 🙂

Zapraszam do obejrzenia Galerii Zdjęć z wyjazdu oraz poniższego podsumowania w wersji filmowo-muzycznej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *