czyli Gran Canaria 2022
A miało być tak pięknie… Plan na Gibraltar był, a tydzień przed wyjazdem… Tygrys puścił focha. Skrzynia biegów do wymiany, termin około miesiąca. Po pierwotnych nerwach na cały świat, pozostało znaleźć plan B. Pierwszy pomysł to Sardynia z Love for Ride. Jednak trochę poszukaliśmy, przeliczyliśmy i postawiliśmy na Wyspy Kanaryjskie.
Znalazłam ofertę TUI za całkiem rozsądne pieniądze – przelot czarterem Enterair (już mamy przetestowane, że nie ma problemu z przewiezieniem kasku w bagażu podręcznym), hotel tylko dla dorosłych (czyli goście wyłącznie +18), a do tego 100 metrów od wypożyczalni motocykli! Tak, tak – szukając alternatywy pierwszą rzeczą było zlokalizowanie „motorbike rental” oraz ich oferty.
30 sierpnia
I takim sposobem we wtorek lądujemy na Gran Canarii, aby docelowo przez tydzień stacjonować w Servatur Don Miguel w Playa del Ingles. Pierwsze popołudnie spędzamy na spacerze wzdłuż plaży, aż do Rezerwatu Przyrody – Dunas de Maspalomas. I tutaj po raz pierwszy zauważyliśmy duże wyzwolenie i bezpruderyjność turystów – plaże nudystów czy liczne pary jednopłciowe.
31 sierpnia
Podobno na Gran Canarii jest w sierpniu 31 dni słonecznych… Hmmm wystarczyło, że my przyjechaliśmy i przywieźliśmy deszcz… Z samego rana po śniadaniu, w pełnym „rynsztunku” motocyklowym idziemy do Moto & Bike Rent po zarezerwowaną Hondę NC750X. Trzeba przyznać, że Mariusz miło się zaskoczył, gdyż Pan sam od siebie zaproponował motocykl z automatem DCT pomimo zarezerwowanego z manualem. I tak w deszczu powoli nawijamy pierwsze kilometry. Plan na dzisiaj – wokół wyspy. Pierwszy przystanek malownicza wioska Puerto de Mogán. Parkujemy w porcie i w strugach wody idziemy na kawę. Prognoza pogody nie napawa optymizmem – planowane zakończenie opadów co chwilę się zmienia na niekorzyść. Jeszcze krótki spacer na plażę – śmialiśmy się że jesteśmy najpiękniejsi bo jedyni – i rezygnujemy z dzisiejszego planu rundy wokół wyspy. Na mapach wschodnia część wyspy wygląda na mniej „mokrą” i dlatego pojedziemy tam. El Bufadero – naturalny basen, a zarazem mały gejzer nie robi na nas jakiegoś wrażenia. Kilka kilometrów dalej jest Neptuno czyli figurka mitologicznego króla mórz. I właśnie przy Playa de Melenara zjadamy najlepszy moim zdaniem posiłek tego pobytu – do kanaryjskich ziemniaków (Papas Arrugadas), pyszna ośmiorniczka. Kolejny przystanek w strugach deszczu to ogromny posąg Exordio el Triton czyli syna boga mórz (tym razem greckiego). I tam nastąpiła najzabawniejsza akcja pobytu. Leje, wieje, Mariusz mówi do asystenta google by nam nawigacja wyznaczyła drogę: „Jedź do Faro Maspalomas”, a on na to „pokazuję wyniki do – Jak smarować parówkę”. (!!!) A przy parówkowej latarni morskiej pojawiły się nawet przebłyski słońca.
1 września
Dzisiaj podejście numer dwa na objazd wyspy. Nadal brak słońca i pełne zachmurzenie, ale przynajmniej nie leje. Na początek Puorto Rico. Parking miejski przy plaży płatny w parkomacie. Płatność kartą nie działała, drobnych monet brak – jakaś miła Pani zapłaciła za nas. Kilka fotek na plaży – miasteczko typowo turystyczne, pełno hoteli, sympatyczna plaża. Po dwudziestu kilometrach dalej, nie zdążyliśmy nawet dojechać na Fuente de los Azulejos, jak znowu lunęło…. No cóż – nikt nie powiedział, że ciepłe kraje muszą być suche 😉 Jeden z ładniejszych punktów widokowych Mirador del Balcon okazał się niewypałem – wszędzie mgła, widoczność chyba z metr… Jedyny pozytywny akcent – stragan na szczycie, na którym zafundowaliśmy sobie jadalnego kaktusa (owoc opuncji) – sprzedawca go obrał i był gotowy do zjedzenia. Dalej bocznymi drogami dojeżdżamy na półwysep La Isleta, gdzie znajduje się malowniczo położone boisko piłkarskie. Wracając przez zakorkowaną stolicę Las Palmas stwierdzamy, że nie mamy ochoty się tutaj zatrzymywać.
2 WRZEŚNIA
Prognozy wskazują, że dziś nie będzie padać. Jednak nadal pełne zachmurzenie. Przy wyjeździe z miasta blokada policyjna i każdego sprawdzają. Podchodzi policjant, coś tam mówi, Mariusz odpowiada, że nie rozumiemy i only english. I tu najśmieszniejsza rzecz, bo było widać i słychać, że szukali wśród swoich, kto nas „obsłuży” po angielsku. Znalazł się chętny, który po sprawdzeniu papierów zaczął się dopytywać o nasze stroje – że są takie same, itd. Wytłumaczyliśmy, że wzięliśmy ze sobą do walizki do samolotu razem z kaskami, zdziwił się, ale wymieniliśmy uśmiechy i w drogę. Jedziemy na północ przez góry drogą GC-60. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać ta Gran Canaria. Wąskie, kręte, górskie drogi, wiele punktów widokowych (tzw. Mirador). Przy jednym z nich stwierdziłam, że zerwę sobie opuncję na wieczór. Nie pomyślałam, że jest to w końcu kaktus i może mieć kolce. Drobne igiełko-włoski miałam wbite później wszędzie, jakoś magicznie się roznosiły po całym ciele, gdzie bym się nie dotknęła… Tym razem na obiad wybraliśmy restaurację w skale w Wąwozie Guayadeque na południowym wschodzie wyspy. Osobiście polecam muzeum Guayadeque, w którym można poznać historię wyspy, a w szczególności jej dawnych mieszkańców. Po południu nareszcie wychodzi słońce, a trasa powrotna przez góry robi się jeszcze bardziej malownicza.
3 WRZEŚNIA
Sobota okazała się dla mnie „crème de la crème” naszego pobytu. Na dzień dobry powitało nas słoneczko. Początkowo plan to jazda przez środkową część wyspy czyli w górach. Na jednym z punktów widokowych dostrzegamy Teneryfę i Teide! Rzucam propozycję – może podejście numer dwa na Mirador del Balcon? I tak trafiamy na GC-210 (warto się nią przejechać – co prawda wąska i jeśli natrafimy na samochód przed nami to skutecznie będzie spowalniał motocykl, bo nie ma miejsc aby bezpiecznie wyprzedzić). Wyjątkowo mamy tym razem szczęście – chyba turyści zatęsknili za słońcem i wybrali plaże lub basen i na drogach było naprawdę pusto jeśli chodzi o samochody. Natomiast o dziwo było pełno motocyklistów! Szklany taras widokowy tym razem nas nie rozczarował – piękny widok na ocean i wybrzeże. Na straganie fundujemy sobie owoce guanabany (graviola). Ostatnim punktem dzisiejszego dnia jest wizyta w Firgas, gdzie znajduje się Paseo de Canarias – fajne alejki z mozaikami i makietami wysp kanaryjskich. A wieczorem kolejne ciekawe doświadczenie – jedyne „animacje” hotelowe pobytu – występ drag queen.
4 WRZEŚNIA
Kolejny dzień słońca. Nieśpiesznie drogami lokalnymi jedziemy południowo wschodnim wybrzeżem. Później odbijamy na GC-41 i wjeżdżamy w góry. Co zauważyliśmy – zatrzymaliśmy się na kawę w przydrożnej restauracji – a tam brak wolnego stolika – lokalsi całymi rodzinami przyjeżdżają na niedzielny obiad. Koniec, końców na obiad zatrzymaliśmy się w jakiejś małej restauracyjce, której nawet na mapach google nie ma, a obsługa nawet za bardzo po angielsku nie mówiła. W drodze powrotnej chciałam przejść się przez Barranco le Las Vacas (mini kanion z ciekawymi formacjami skalnymi). Z uwagi na brak pobocza do parkowania, w jedynym miejscu gdzie można było się zatrzymać stała policja… (początkowo nas zatrzymali do kontroli, ale widząc naklejkę, że motocykl jest z wypożyczalni machnęli aby jechać dalej).
5 WRZEŚNIA
Ostatni dzień z motocyklem zaczynamy w wypożyczalni na smarowaniu łańcucha. W głąb wyspy ruszamy tym razem GC-505. Trochę błądzimy, bo mieliśmy odbić na Barranquillo Andrés na lokalną drogę GC-605, a my dotarliśmy do Soria, gdzie droga zmieniła się w szuter. Zawróciliśmy, a dalsza wąska droga zmieniła się w serpentyny górskie bez pobocza, barierek i innych zabezpieczeń. Ostatecznie docieramy na GC-60. Dalej przez GC-210 pokręciliśmy się po górkach, w tym kolejny z ciekawych punktów widokowych Mirador de Pico de las Nieves. Polecam też obiad w miasteczku Tejada w jednej z licznych restauracyjek z widokiem na Roque Bentayga. Wieczorem zwracamy motocykl, na którym nawinęliśmy ponad 1230 km.
6 WRZEŚNIA
Wszystko co dobre się szybko kończy. Ale to czas na podsumowanie wycieczki:
Przez te 6 dni i tak nie przejechaliśmy całej wyspy. Całkowity koszt najmu motocykla to 480 euro + 700 euro kaucji zwrotnej na karcie kredytowej. Na paliwo wydaliśmy około 60 euro. Pomimo późniejszych upałów, jazda była bardzo przyjemna – wiał zimy wiatr, który wystarczająco chłodził. Wyspę śmiało można nazwać, wyspą tysiąca zakrętów. Północna część wyspy (ta zielona) dla nas nudna, zdecydowanie środkowa część (góry) to raj dla motocyklistów.