Z racji tego, że Hammerówka w tym roku się nie odbędzie, wpadam na pomysł: „A może by tak Agatówkę zorganizować?”. W końcu: miejsce jest, uczestnicy też są, tylko organizatora brak 🙂 Na odzew nie musiałam długo czekać. W przeciągu 1 godziny ekipa była „zmontowana”, a termin wyjazdu uzgodniony.
Tradycyjnie gościliśmy u Danusi i Janka w Leśnym Zaciszu. Piątek wieczór minął na wspólnym biesiadowaniu i mini dyskotece. Gospodyni udostępniła nam miejsce do tańczenia wraz z oprawą muzyczną i świetlną. Jeszcze takich tańców w Murzasichle nie było – a „My Słowianki” było hitem 🙂
Rankiem w sobotę podzieliliśmy się na dwie grupy – jedna poszła w Dolinę Białego, druga (wraz ze mną) do pobliskiego Małego Cichego. W planie było piwko w karczmie, ale niestety okazała się ona zamknięta. W rezultacie zrobiliśmy sobie ponad siedmiokilometrowy spacer… Na pewno nie był tak malowniczy jak pierwszej grupy… Po południu obiad w Burym Misiu – hmm, mam tutaj mieszane uczucia. W zeszłym roku było jakoś lepiej – taniej, sympatyczniej i smaczniej. Widać, że powoli idą na ilość, a nie na jakość. Szkoda, bo zeszłym razem bardzo mi się tam spodobało. Po powrocie, późnym popołudniem urządziłyśmy sobie z dziewczynkami salon manicure i ciocia Agatka malowała Ewuni i Nadusi paznokcie 🙂 Wieczór to tradycyjna posiadówka, w tle z kolorowankami dziewczynek (i cudownym namalowanym pająkiem).
Kochani – bardzo Wam dziękuję za przybycie. Mam nadzieję, że tak jak Ja wspaniale się bawiliście i oderwaliście się od monotonii dnia codziennego. Obiecuję, że za rok to powtórzymy!