czyli urlop 2020 nad polskim Bałtykiem.
Długo zastanawialiśmy się czy pojechać w Polskę czy zagranicę. Wygrał zdrowy rozsądek, ale też chęć jazdy na mojej Pszczółce. Postanowiliśmy, że będzie to spokojny, bez gonitwy i pośpiechu wyjazd. Było wiele pomysłów gdzie, ale ostatecznie zarezerwowałam tydzień w Jastrzębiej Górze i tydzień w Jantarze.
Sobota 22 sierpnia była jednym z najcieplejszych dni w roku. Z wygodnictwa nie chciałam się gotować w ciuchach i kasku, dlatego wyjechaliśmy popołudniem. Pierwsza godzina w słońcu, a od Częstochowy… burza. Niestety ulewny deszcz towarzyszył nam już przez resztę drogi. Jazda po remontowanym i budowanym odcinku DK 1 był koszmarem. Przemoczona zadecydowałam, że bookujemy coś po drodze w Łodzi (hotel okazał się beznadziejny, ale miałam dosyć). Na szczęście rankiem w niedzielę na sucho wyruszyliśmy w dalszą trasę. Pierwszy przystanek to Geometryczny Środek Polski w Piątku, gdzie BEE była nie lada atrakcją dla „porannych staczy przedsklepowych”.
Do Jastrzębiej dojechaliśmy przed siedemnastą, a wynajęty apartament okazał się strzałem w dziesiątkę. Tygrys i Pszczoła zostały bezpiecznie zaparkowane, więc można było wybrać się na przywitanie morza! A tam najdalej wysunięty na północ punkt Polski – na plaży słup, natomiast na wzgórzu jest pamiątkowy obelisk. Wieczorkiem jeszcze odwiedziliśmy Dom Whisky – aby wznieść toast za wakacje.
Poniedziałek – na spokojnie – najpierw Latarnia Morska Rozewie. Wejście tylko w maseczkach i mega kolejka – odpuściliśmy sobie… Nieśpiesznie w drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze Lisi Jar.
Wtorek – wsiadamy na Rykera i w drogę. Mariusz tym razem na plecaczka 🙂 Dzisiaj Półwysep Helski! Jak już przebiliśmy się przez korek we Władysławowie udaliśmy się na cypel, gdzie zaczyna się przysłowiowy Początek Polski. Pogoda w kratkę – od słońca, wiatru, deszczu, znowu słońca wręcz upału, do ulewy… Smutnym widokiem była martwa foka na plaży wzdłuż ścieżki wokół cypla. Promenada ładnie zrobiona, prowadzi obok baterii i schronów z II Wojny Światowej. Wracając z Helu zahaczyliśmy jeszcze o mało znane Wraki ORP Wicher II oraz ORP Grom II znajdujące się na plaży przy porcie militarnym. W ulewie wracamy do apartamentu, aby wieczorkiem podjechać do Swarzewa – jest tam Labirynt w Polu Kukurydzy. Zrezygnowaliśmy z wejścia ze względu na cenę – stwierdziliśmy, że atrakcja bardziej odpowiednia jest dla rodzin z dziećmi.
Środa – plan podróży to zwiedzanie Kaszub. Tym razem dwa dni Tygryskiem. Niestety po drodze łapie nas deszcz. Rezygnujemy z Zamku w Łapalicach i jedziemy prosto do Szymbarku do Centrum Edukacji i Promocji Regionu. Miejsce bardzo specyficzne – od najdłuższej deski świata, poprzez Dom do Góry Nogami (po 5 sekundach w środku myślałam że umrę – mój błędnik totalnie zwariował) do Domu Sybiraka czy sowieckiego łagru. Trochę mi to tematycznie nie pasuje – obok miejsc poświęconych zadumie na losy Sybiraków czy więźniów łagrów, stoją Kaszubski Świat Bajek.
W czwartek chyba najwięcej zwiedziliśmy. Pierwszy przystanek to Kaszubskie Oko – czyli wieża widokowa w okolicach Elektrowni Żarnowiec. Tam dowiedzieliśmy się o Stolemach – Olbrzymach zamieszkujących Kaszuby. Więc? Postanowiliśmy je wszystkie odnaleźć 🙂
Kolejnym ciekawym miejscem był Cypel Rewski. Kilkadziesiąt metrów mierzei, wśród windsurferów, ptaków i… deszczu!
Na koniec w strugach deszczu podjechaliśmy zwiedzić jeszcze Groty Mechowskie. Dziwnie wyglądaliśmy w przeciwdeszczówkach…
Piątek tym razem na Pszczółce. Jako cel Gdańsk i sklep motocyklowy, aby kupić okrycie na Rykera. (deszczowa pogoda trochę przeszkadza i nieprzyjemnie się siada na mokre siedzenie…). Trójmiasto to korki i remonty, więc jak najszybciej stamtąd się ewakuowaliśmy. Jeszcze szybki postój w Babich Dołach (Gdynia) na plaży z widokiem na Torpedownię z czasów wojny.
Następnie kolejne ciekawe miejsce – Huta Szkła PuckGlas w Pucku. Załapaliśmy się na ostatni pokaz – akurat kończony był szklany niedźwiedź! Można też tam uczestniczyć w warsztatach, kupić ciekawe i unikalne przedmioty (u mnie były to kolczyki). Wracając ostatni postój na parkingu na Kaczym Winklu na fotki.
Sobota to odpoczynek przed kolejną podróżą i zmianą lokalizacji…
W niedziele w drodze do Jantaru (trochę okrężną trasą) zawitaliśmy do Faktorii Konia Trojańskiego w Oskowie. Byłam trochę sceptycznie nastawiona (po tym co widziałam w Swarzewie), jednak mile się zaskoczyłam. Oprócz największego na świecie Konia Trojańskiego, można „zgubić się” w labiryncie (naprawdę, nie jest łatwo znaleźć wyjście – trzeba pomyśleć i rozwiązać zagadkę), jak i uczestniczyć w pokazie ukazującym jak walczyły Legiony Rzymskie. Właściciel sam prowadzi ten obiekt, widać wielkie serce jakie poświęcił temu miejscu!
Po ponad trzech godzinach świetnej zabawy ruszyliśmy dalej w trasę. Po drodze podjechaliśmy jeszcze pod Wiatrak w Ręboszewie. Do Jantaru dotarliśmy późnym popołudniem. Wynajęty domek pachniał jeszcze nowością. Tylko plaża zupełnie inna, i… brudna – mnóstwo śmieci 🙁
Od poniedziałku nastąpiło totalne załamanie pogody. Cóż nam pozostało? Stacjonarny odpoczynek, dokarmianie miejscowego kota i spacery w „kondomach”. Wtorek był w miarę bezdeszczowy i udało nam się zwiedzić dawny obóz koncentracyjny Stutthof, a później wykorzystując brak deszczu pojechaliśmy na „największą” depresję w Polsce oraz do Elbląga. I to koniec zwiedzania…
Dodatkowo nieopodal naszej miejscówki od czwartku było Shadowisko, więc udało nam się też spotkać z dawno niewidzianymi znajomymi. Mariusz załapał się na jazdę próbną motocyklem MV AGUSTA Turismo Veloce, a ja miałam okazję zaprezentować BEE 🙂 I tyle – w sobotę do domu. Droga powrotna zajęła nam około 8 godzin. Udało się na sucho, chociaż deszcz nas gonił!
Podsumowując – nakręciłam Pszczółką prawie 1500 km. Nadal lubię jeździć jako plecak (mam wtedy możliwość fotografowania czy delektowania się otaczającą przyrodą). Polska jest piękna, chociaż mamy niedosyt pogody – brakowało mi słońca – nie upałów i plażingu, ale witaminy D oraz kolorów i optymizmu gdy nie jest szaro i deszczowo.